Esej
Różnorodność-oczywistość-surowość-piękno-prawda
C.M.Dąbrowski w Klubie Księgarza |
Są takie wiersze, które najpełniej odczytujemy o zmierzchu, nocą, inne pod rozpiętymi nad głową gałęziami, w skwarze słońca, a nawet przy dudnieniu pociągu, gdy migają sekwencje zdarzeń, za każdym spojrzeniem w ekran-okna, szyby-portalu, inne znów wołają z półki, otwierają się same i same się przypominają, towarzyszą, nurtują, wręcz dręczą. Te, które docierają szybciej, wydają się „wyraźniejsze”, a niekiedy skrywają drugą przestrzeń, którą sami nazywamy, odkrywamy podczas smakowania, z każdą porą roku powodują, w sobie właściwy sposób, impulsy i odniesienia, stają się towarzyszem i uzupełnieniem zmagań, życiowych niedoborów, wyrazem pragnień – to wiemy, tego doświadczamy czytając… Światło wpływa na ich odbiór. Wiersz ma swoją temperaturę, ma też dynamikę, niektóre są ciche, i na odwrót. Uderzają, alarmują jak dzwony, i powodują niepokój…
Cezary Maciej Dąbrowski, Pieśni Polskie, LTW, 2022 |
Niezatapialne okręty na wzburzonych falach współczesności.
Cezary Maciej Dąbrowski, Pieśni Polskie (A Ty ciągle o tych wierszach…)
Miejsce moich spacerów
A choćby zbliżała się pustka, i nic nie miałoby przetrwać,
to i tak mów do mnie, poezjo, abym mógł dalej dreptać
małymi kroczkami po ścieżce, którą mi ty wskazałaś.
Poezjo, ty musisz przetrwać. Poezjo, ty jesteś jak skała.
18 stycznia 2015 r.
Cezary Maciej Dąbrowski, Poezjo (Pragnienie) - fragment
Ech, żywocie… (Oficyna Wydawnicza „Agawa”, 2016)
Miejsce moich spacerów; to nie tylko, wydawać by się mogło, „urokliwe” odludzie, ale właśnie miejsce-pomnik Bitwy pod Raszynem, do którego wymowy odnoszę się po wielokroć w moich utworach, miejsce ciszy, która mówi, mógłbym rzec, niewybredną metaforą. Gdzie konteksty styku przyrody, historii, jej znaków, odniesień „pomników” (też i przyrody) zdają się krzyczeć: Nie zapomnij! Wśród bezwzględności przemijania i destrukcji, ziemi, pamięci, i rekonstrukcji samej ziemi…
fot. Cezary M. Dąbrowski |
Więc opisuję, mimo kart zajętych, przez lepszych ode mnie, tą kolejną batalią o
Wolność, starając raczej zajmować się jej „echem” i „pokłosiem”, osobistym
wglądem…
Miejsce, które mówi, to najlepszy rozmówca poety, ta dyskusja jest pełna; bo
argumenty są krwiste i rzetelne, wnioski bywają bolesne, ale to przecież tylko
parę widoków, i parę zdań na kartkach z tysięcy podobnych… Czymże są…
22 stycznia 2022 r.
Cezary Maciej Dąbrowski
Zwykły post
fot. Cezary M. Dąbrowski
Wieczór wczorajszy (do północy) spędzony w
szpitalu, lecz nie tyle „co”, a „jak” ważne w owym zdarzeniu… I teza, zapewne daleka
od uniwersalnej, że tak jak poezja lubi ciszę, tak opowiadanie akcję. A
utwierdza mnie w tym przekonaniu, właściwie samo życie układające gotową małą
formę wprost pod pióro bacznego obserwatora. Tak więc, klamrą mógłby być
podział społeczeństwa na dwa skrajne obozy, jednak wspólnotowość zagrożenia
życia, co oczywiste, niweluje ten podział, jak za dotknięciem skalpela
renomowanego chirurga. To dobry symptom, ponieważ społeczność odizolowana od
dawek piorunujących emocji płynących z ekranów telewizorów i innych nośników,
potrafi znaleźć wspólny język w wielu zbliżających ku sobie kwestiach. I
zdziwiłyby się ten, i ów, gdyby ujrzał, jak dużą dozą empatii mogą dzielić się
ludzie, nieświadomi (jednak ostrożni z wyborem tematów) swoich przekonań… Ale
zbytnio nie koncentrujmy się na polityce
(choć, jak to sprawić?). Więc ten rok – czyli dzień – czyli wieczór
spędzony w przychodni przyszpitalnej, to i dramat operowanego tzw. nagłego
przypadku, oczekiwanie w półśnie na swoją kolej, w miejscu, gdzie i zakuty w
kajdanki półprzytomny przestępca z pochyloną głową zawędrował w eskorcie
policjantów, jednak także kibiców sportowych, co potwierdzali, żywo komentując
wynik meczu Polska - Czechy, zdając właściwą relację czekającemu w kolejce
pacjentowi. To tam - w tej
mikrowspólnocie, lekarz pełniący dyżur, całym swoim jestestwem opowiada
historię życia całą gamą gestów, przyzwyczajeń, tudzież wchodząc i wychodząc z
gabinetu, podsuwa narratorowi gotowy konspekt swojej prywatności, a wspinanie
się po schodach do mieszkań odwiedzanych chorych, uświadamia temuż
konfabulującemu całe kondygnacje budynków, błoto pośniegowe zalegające na
ulicach, i w rezultacie to i owo bezceremonialne słowo rzucone szeptem ze
zmęczenia…
Tyleż opisów, diagnoz i, mój Ty Boże, ulgi, ludzkiej przecież, że to (jeszcze) nie My, że Jego problem, nie nasz, że przecież Oni… I znów szept, o czasie „z gumy”, narzekania na system – zależny od kanału oglądanej telewizji – który jest: „fatalny”. I w tym wszystkim (a jednak!) ETOS, takiego jak My człowieka-Boga – lekarza, lekarki (pamiętajmy o feminatywach :)), jednym skierowaniem dającego nadzieję, lub doprowadzającego do płaczu, zgryzoty…
Czekoladki na stole recepcyjnym zdające się tłumić ten mały-wielki tragizm miasta bólu, jakim przecież jest szpital. Ten jakże prawdziwy obraz człowieka jawi się tu, paradoksalnie, jakże ozdrowieńczo. To Azyl. Który każdego uczy, każdego równa, każdego czeka…
Cezary M. Dąbrowski
18 listopada 2023 r.