niedziela, 6 listopada 2022

   Esej




   Różnorodność-oczywistość-surowość-piękno-prawda

                                                                                                                                     

C.M.Dąbrowski w Klubie Księgarza

   Są takie wiersze, które najpełniej odczytujemy o zmierzchu, nocą, inne pod rozpiętymi nad głową gałęziami, w skwarze słońca, a nawet przy dudnieniu pociągu, gdy migają sekwencje zdarzeń, za każdym spojrzeniem w ekran-okna, szyby-portalu, inne znów wołają z półki, otwierają się same i same się przypominają, towarzyszą, nurtują, wręcz dręczą. Te, które docierają szybciej, wydają się „wyraźniejsze”, a niekiedy skrywają drugą przestrzeń, którą sami nazywamy, odkrywamy podczas smakowania, z każdą porą roku powodują, w sobie właściwy sposób, impulsy i odniesienia, stają się towarzyszem i uzupełnieniem zmagań, życiowych niedoborów, wyrazem pragnień – to wiemy, tego doświadczamy czytając… Światło wpływa na ich odbiór. Wiersz ma swoją temperaturę, ma też dynamikę, niektóre są ciche, i na odwrót. Uderzają, alarmują jak dzwony, i powodują niepokój…

  

Cezary Maciej Dąbrowski, Pieśni Polskie,  LTW, 2022
    Gdy prawdziwe, nie lubią rozgłosu, nie potrzebują „artystycznej” deklamacji, ważne że zostały zapisane, wyryte na kartce. Wiersze informujące, nieaspirujące do miana arcydzieł. Wolne od pokus. Wystarczy, że istnieją. One nie z tych, nagradzanych owacjami w sali spotkań, one informują o rzeczach istotnych, że dzieje się (działa) rzecz, którą należy odnotować – dobra czy zła, czy ta przyjęta z obojętnością, a niegodziwość była jej tłem. Wierszom takim nie zależy na formie (choć mile widziana bywa), bo słowa z datą tworzą kontekst, i będą świadectwem czasu. A przez to wymagają uważnego odczytania. Zdarzają się i takie, które odzywają się pełniej podczas sumiennej deklamacji (będącej w kontrze do deklamacji „artystycznej”), takiej z głębi serca, poprzez ostatni potrącony nerw, poprzez arytmię i brak oddechu; te, rzekłbym, „frontowe” wiersze, wiersze „pierwszego kontaktu”, niekiedy same się mówią, a mówione dojrzewają, ewoluują za każdorazową takową interpretacją. Te muszą być czytane na głos. By ton wybrzmiał, a dźwięk przebił się do świadomości i został w niej osadzony. Takie wiersze pisała m.in. Konopnicka. Tak recytować potrafi moja Mama. Po tylu latach bez żadnego zająknięcia słucham z jej ust wierszy niebarwionych przesadą: Przed sądem, Wolny najmita, jakby zaklęte obrazy-duchy przesuwają się przed oczyma; sugestywne, powodują wzruszenie i dreszcz, podziw, przechodzą przez skórę i słuch do dna jestestwa.

   Niezatapialne okręty na wzburzonych falach współczesności.


   Cezary Maciej Dąbrowski Pieśni Polskie (A Ty ciągle o tych wierszach…)




   Miejsce moich spacerów

           (...)

              A choćby zbliżała się pustka, i nic nie miałoby przetrwać,

           to i tak mów do mnie, poezjo, abym mógł dalej dreptać

           małymi kroczkami po ścieżce, którą mi ty wskazałaś.

                                                                                

          Poezjo, ty musisz przetrwać. Poezjo, ty jesteś jak skała.


                                                                                          18 stycznia 2015 r.

                                                                                                      Cezary Maciej Dąbrowski, Poezjo (Pragnienie) - fragment

                                                                                                      Ech, żywocie… (Oficyna Wydawnicza „Agawa”, 2016)

 

 

   Miejsce moich spacerów; to nie tylko, wydawać by się mogło, „urokliwe” odludzie, ale właśnie miejsce-pomnik Bitwy pod Raszynem, do którego wymowy odnoszę się po wielokroć w moich utworach, miejsce ciszy, która mówi, mógłbym rzec, niewybredną metaforą. Gdzie konteksty styku przyrody, historii, jej znaków, odniesień „pomników” (też i przyrody) zdają się krzyczeć: Nie zapomnij! Wśród bezwzględności przemijania i destrukcji, ziemi, pamięci, i rekonstrukcji samej ziemi…

fot. Cezary M. Dąbrowski

   To miejsce, jeszcze tak niedawno, mało odwiedzane, i dziś w dniach powszednich, przyciąga wielością refleksji zebranych na tak zdawałoby się małym obszarze, widok cokołów-oznaczeń ścierających się pułków Józefa Poniatowskiego z austriackim korpusem arcyksięcia Ferdynanda, zdawałoby się, odczuwalna obecność ducha Pułkownika-pisarza Cypriana Godebskiego, jednego z poległych tu bohaterów Wojska Polskiego w walkach zapisanych niewidocznym już grawerunkiem „1809”. Jednak znajomość faktów ogólnie dostępnych, nie znaczy kultywowanych w tej przestrzeni, wymownie „dopełniają” kontrasty: zwalone pnie, opisywane przeze mnie w Wierszach niepoprawnych, sterty puszek po piwie, które zdają się przypominać o degradacji pamięci, i zarośnięte opisy- nazwy pułków, zatarte wpływem warunków atmosferycznych, to wszystko zda się krzyczy: poeto! Zatrzymaj się! Opisz!

   Więc opisuję, mimo kart zajętych, przez lepszych ode mnie, tą kolejną batalią o Wolność, starając raczej zajmować się jej „echem” i „pokłosiem”, osobistym wglądem…
   Miejsce, które mówi, to najlepszy rozmówca poety, ta dyskusja jest pełna; bo argumenty są krwiste i rzetelne, wnioski bywają bolesne, ale to przecież tylko parę widoków, i parę zdań na kartkach z tysięcy podobnych… Czymże są…


    22 stycznia 2022 r.
    Cezary Maciej Dąbrowski



   Zwykły post


fot. Cezary M. Dąbrowski

   Wieczór wczorajszy (do północy) spędzony w szpitalu, lecz nie tyle „co”, a „jak” ważne w owym zdarzeniu… I teza, zapewne daleka od uniwersalnej, że tak jak poezja lubi ciszę, tak opowiadanie akcję. A utwierdza mnie w tym przekonaniu, właściwie samo życie układające gotową małą formę wprost pod pióro bacznego obserwatora. Tak więc, klamrą mógłby być podział społeczeństwa na dwa skrajne obozy, jednak wspólnotowość zagrożenia życia, co oczywiste, niweluje ten podział, jak za dotknięciem skalpela renomowanego chirurga. To dobry symptom, ponieważ społeczność odizolowana od dawek piorunujących emocji płynących z ekranów telewizorów i innych nośników, potrafi znaleźć wspólny język w wielu zbliżających ku sobie kwestiach. I zdziwiłyby się ten, i ów, gdyby ujrzał, jak dużą dozą empatii mogą dzielić się ludzie, nieświadomi (jednak ostrożni z wyborem tematów) swoich przekonań… Ale zbytnio nie koncentrujmy się na polityce  (choć, jak to sprawić?). Więc ten rok – czyli dzień – czyli wieczór spędzony w przychodni przyszpitalnej, to i dramat operowanego tzw. nagłego przypadku, oczekiwanie w półśnie na swoją kolej, w miejscu, gdzie i zakuty w kajdanki półprzytomny przestępca z pochyloną głową zawędrował w eskorcie policjantów, jednak także kibiców sportowych, co potwierdzali, żywo komentując wynik meczu Polska - Czechy, zdając właściwą relację czekającemu w kolejce pacjentowi. To tam - w tej mikrowspólnocie, lekarz pełniący dyżur, całym swoim jestestwem opowiada historię życia całą gamą gestów, przyzwyczajeń, tudzież wchodząc i wychodząc z gabinetu, podsuwa narratorowi gotowy konspekt swojej prywatności, a wspinanie się po schodach do mieszkań odwiedzanych chorych, uświadamia temuż konfabulującemu całe kondygnacje budynków, błoto pośniegowe zalegające na ulicach, i w rezultacie to i owo bezceremonialne słowo rzucone szeptem ze zmęczenia…

   Tyleż opisów, diagnoz i, mój Ty Boże, ulgi, ludzkiej przecież, że to (jeszcze) nie My, że Jego problem, nie nasz, że przecież Oni… I znów szept, o czasie „z gumy”, narzekania na system – zależny od kanału oglądanej telewizji – który jest: „fatalny”. I w tym wszystkim (a jednak!) ETOS, takiego jak My człowieka-Boga – lekarza, lekarki (pamiętajmy o feminatywach :)), jednym skierowaniem dającego nadzieję, lub doprowadzającego do płaczu, zgryzoty…

   Czekoladki na stole recepcyjnym zdające się tłumić ten mały-wielki tragizm miasta bólu, jakim przecież jest szpital. Ten jakże prawdziwy obraz człowieka jawi się tu, paradoksalnie, jakże ozdrowieńczo. To Azyl. Który każdego uczy, każdego równa, każdego czeka…  

   

   Cezary M. Dąbrowski

   18 listopada 2023 r.