piątek, 11 listopada 2022

 

 EPISTOLOGRAFIA




   Poezja żywa, co oznacza: nie ta, skierowana do ściany własnych oczekiwań, a cierpliwa, w oczekiwaniu na odzew bliźniego, nie samozachwytem bulgocząca, a zachwytowi nie podlegająca; bo nic gorszego od pyszałka, co się mieni Wieszczem, a cenniejszego od poezji, która się sama cenić nie potrafi…

                                    Cezary M. Dąbrowski

   

   -aktywne linki -



   


                          Pieśń o cierpliwości poety (czyta autor - Cezary Maciej Dąbrowski)

                       Wiersz pochodzi z tomu Pieśni Polskie (A Ty ciągle o tych wierszach...)

    


   Artysta


   Ten, który nie oczekuje, a tworzy

   Ten, który traci, a mnoży

   Ten, który nie wie, lecz czuje

   Ten, który polemizuje.

   I nie zna swojej wartości

   I daleko mu do wyższości

   I zbiera się ciągle do drogi

   I ciągle ubogi.

   Ten, który nie słucha przestróg

   Ten, który jest wiecznie niezdrów

   Bo wewnątrz niepokój, wątpliwość

   Bo miast taranować, to ckliwość.

   Lecz blisko mu do snu braku

   Lecz blisko mu do niesmaku

   Lecz blisko mu do goryczy

   Gdy się nie liczy.

   A nazwa jest taka nie jego

   A najpierw jest Twór potem ego

   I nigdy nie czuje się pewny

   I bywa, że komuś potrzebny

   A nazwa jest taka siarczysta!

   Artysta!

 

    2 września 2015 r.

   Cezary Maciej Dąbrowski

   Wierszem i Prozą





Czytelniczka Mirosława Link o Pieśniach Polskich Jej Świadectwo:

   

jedno ze zdjęć "rozpoczętego" egzemplarza
  Długo wyczekiwana „cisza wieczoru” z książką Pieśni Polskie. I pierwsza Pieśń z PIEŚNI Siostrzyczko ma... Tamten czas, jakże znajomy, w sercu zapisany, o którym nie wolno zapomnieć. Ujął Pan jego „Ogrom” w tak piękny, poruszający, „maleńki” a zarazem wielki Wiersz. Nie kryję wzruszenia i łez podczas czytania . Z każdą chwilą było ich więcej i więcej. Doszło do tego, że wbrew sobie zamknęłam książkę (ale tylko na chwilę ), żeby nic nie zepsuć i nie utopić Jej w morzu łez…

    Czytając kolejne utwory, czyniłam tak dalej. I ani się obejrzałam, a tu ostatnia kartka w książce. Nieco tych spinek zabrakło, ale ich brak, przypieczętowałam niewidzialnym sercem. Serce jest również w każdej zapisanej w Pieśniach literze, w każdym słowie, nawet w miejscu pustym, nie zapisanym, i tam, gdzie Pan coś objaśnia, podpowiada czytelnikowi, sugeruje, wskazuje, wszędzie jest. Moja książka przybrała „dziś” nieco inny kształt zewnętrzny, ale to za sprawą tak wielkiej ilości serc. Bóg zapłać za Pieśni... I choć jestem na etapie ich zgłębiania, wyraźnie słyszę, jak pięknie wybrzmiewa z Nich ten najwłaściwszy DŹWIĘK…

   

Zakładki, poczynione przez Panią Mirosławę,
z tego, co było akurat pod ręką, a były... spinki do włosów
   Wszystkie są ważne i o Tych Wierszach nie będzie końca. Jak wybrać Piękne z Piękna? Prawdę z Prawdy? Ważne z Ważnego? Troskę z Troski? W „moich” Pieśniach… „zakładka” wszędzie przypieczętowana. Wszystko w nich zawarte pomaga Bogu w wybrzmiewaniu Dekalogu. Były u mnie również dziś powroty (pomimo późnej pory…) Siostrzyczko ma... stał się dla mnie jakoby „bramą wejścia”, drogą w głąb Pieśni… Oby tylko tę bramę pokonać, nie zatopić jej w fali wzruszeń, łez... to dalsze czytanie - zgłębianie gwarantowane, choć wzruszenia i poruszenia będą. Dzisiaj jeszcze powróciłam do „Do Człowieka”, s. 34.  „usłyszałam” apel o opamiętanie, i „Z szarości mojej skała”, s.42, jak to nas podzielono..., „Nauczycielu przyszłych Powstańców”, s.71, jakże wymowna troską o etos Edukacji, odpowiednie wzorce, autorytety, postawy nauczycieli. „Rozmowa”, s. 68 i polska codzienność, polityczne spory, niepotrzebne podziały... i krzyk duszy Poety o zatrzymanie braterskiej walki. A w nawiązaniu jeszcze do s. 35-42 – odwrócone wartości, i oby nie stać z boku, działać, myśleć, walczyć ze złem, budować na skale, być autorytetem. Bardzo poruszyły mnie „Na stare wiosny” – „Opowiedz, Matko, ja zachowam…” s.87, „Niepoznany” s. 89. „Nie mogę patrzeć jak się martwisz, Mamo” s. 85. cdn. Póki co, Wielkie Bóg zapłać ! „Pieśni Polskie” są niezwykłe... niezwykle cenne…


I kolejna wiadomość od Pani Mirosławy:


   Dzień dobry! 

Drogi Panie Cezary, bardzo jestem wdzięczna za audycję „Poczytnik”. Już jakiś czas temu mnie zachwyciła, a wczoraj miała nawet kilka odsłon, ponieważ dzięki Opatrzności wysłuchało jej ze mną kilka innych Osób. Nawet sobie Pan nie wyobraża, z jaką uwagą i zaciekawieniem słuchali. Wzruszeń nie brakowało. Był podziw dla Pana pięknych wypowiedzi, pięknej recytacji, pięknego głosu, i jakże wspaniałej kultury języka. Wiersze „Zobowiązanie”, „Oto moje dane”, do głębi poruszyły serca...Wielkie Bóg zapłać za piękne, wzniosłe słowa. „JESTEM PATRIOTĄ, KOCHAM SWÓJ KRAJ”. Proszę przyjąć od Wszystkich, najserdeczniejsze podziękowanie za tę audycję. Za Pana Twórczość! A jedna z Osób powiedziała, że choć nigdy o Panu nie słyszała, to wdzięczna jest losowi za przybliżenie Pana postaci i ma zamiar przeczytać książkę „Zbiór nieaspirujący”…





List od Czytelniczki, zatytułowany Poezją natchnione, z dnia 28 maja 2022 roku, i moja nań odpowiedź:


    Drogi Panie Cezary,

    Myślę, że istnieją na świecie sytuacje, które nie dzieją się bez przyczyny... I nie bez powodu wpadła mi wczoraj w ręce książka pt. „Sztafeta”.

  

   Czekała na mnie przez kilka tygodni w zbiorach u mamy, która była przekonana, że mi ją podarowała. Jak się wczoraj okazało, mama zapomniała a poezja sama upomniała się o mnie. Wspaniałe uczucie - odwiedziłam mamę, żeby w czymś jej pomóc, a wyszłam z podarunkiem... Przeczytałam i oniemiałam. Wiersze przepiękne... Przepiękne w swej naturze. Ale szczególnie przykuwa w nich moją uwagę pewien aspekt, a dokładniej... CZAS... Dotyka Pan w wierszach przemijającego czasu i jednocześnie uderza Pan w mój czuły punkt... Ponieważ ja nie godzę się z upływającym czasem... Często przenoszę się myślami wstecz, analizując co było, jak było i co by było gdyby... Jaki smak miały chwile nazywane „pełnią życia”... On płynie do przodu uświadamiając nam jak wiele za nami...W pozostałych zbiorach Pańskiej poezji ten czas spojrzał mi już w oczy, ale w „Sztafecie” szczególnie... Dziękuję, że jest ktoś taki jak Pan, kto nie boi się rozprawić z tym tematem, tematem nierzadko spychanym na margines, trochę tabu.. Bo człowiek współczesny nie ma na niego czasu.

   Na szczęście dzięki Pańskiej twórczości ja mogę trochę bardziej się z nim (czasem) oswoić. W zbiorze tym nie zabrakło również wzruszających wierszy, „Pożegnanie Świąt” to jeden z nich. Bardzo mnie wzruszył... Dziękuję, pozdrawiam i czekam na więcej...

   Magdalena

 

    

   Droga Pani Magdaleno, 


listy Pani sprawiają mi ogromną radość, nie tylko dlatego, że są pięknie napisane, i są ciekawym dla autora spojrzeniem, poszerzającym wgląd w życie czytających, ale i przekonują mnie do pełnienia tej roli, którą mi los przeznaczył, bo przecież nie ja ją wybrałem. Sztafeta – pokolenia – czas – refleksje… Dotknęła Pani rdzenia, na którym osadzona jest każdorazowa opowieść, bo po tysiąckroć właśnie interpretowana, przez każdego z osobna, w jego indywidualny sposób, aczkolwiek właśnie we wspólnocie upływającego czasu, i jego wyroków, na które, powiada się, nie mamy wpływu. Czy jednak we wszystkich aspektach naszego życia? Nasz opór, i upór, po wielokroć, czyni nas (jednak) nie przegranymi w starciu z czasem. Autor opiera się swoim słowem, można rzec, siłą swego ducha, zostawiając dzieła, zatrzymujące czas, o ile tak uzna czytelnik! Natomiast każdy z nas oddziałuje na bliskich; miłość, dobroć, empatia, to są te skarby, które pozwalają nam pokonać czas w jego bezwzględnym wymiarze zniszczeń (patrz: wojna na Ukrainie; patrz: historia ludzkości). Sam przekonuję się, że to „chleb oddany”, bo i listy i wiadomości, i przekazy do mnie docierające, dopomagają mi utwierdzać się w przekonaniu, że i poezja ma coś tutaj do odrobienia. Brnęła w czyśćcu „miłości własnej”, miast, być wyrazicielką prawd, poczęła się prawdzie opierać, uzurpując do roli „Wybranej”, a to miano od wieków nadawał sam czytelnik, nie piszący. Zamknęła się w hermetyczności i snobizmie odchodząc od człowieka, wywyższając się, i „zachwycając” - sama sobą (czy słusznie?). Ja się na taką poezję nie godzę, i jak się okazuje, razem ze mną, moi czytelnicy. Takie listy, jak Pani, są dla mnie zawsze zaskoczeniem; dotykają serca, aż trudno mi uwierzyć, że TO dzieje się naprawdę, że ta nić, tak wątła, obserwując realia współczesności, pośpiech, pęd za przetrwaniem, strach o jutro – spotęgowany w obliczu zagrożeń, że nić ta nie zrywa się, staje się Więzią, tak szczególną, że aż się boję, by jej nie stracić w przyszłości.

   Bóg zapłać za ten i poprzednie listy,

   Cezary Maciej Dąbrowski

 

 

 Kolejny list od Czytelniczki, Pani Magdaleny,  z 20 czerwca 22 roku, Magia słów:

   

   Drogi Panie Cezary,

wierzę, że człowiek posiada moc przyciągania rzeczy Dobrych... Pewnego rodzaju przystań, do której cumuje miłość, szlachetność, piękno, dobro itd... Do mojej przystani spłynął w sposób cudowny kolejny tomik Pańskiej poezji, a mianowicie „Skrawki życia”.

   Zaczytałam się w poezji... Jest wyjątkowa.Takich wierszy właśnie potrzeba! Dla mnie są swego rodzaju drogowskazem utkanym z prawdy, szczerości, z życia... Nie zabrakło w nich uczuć, emocji i przeżyć, które poczułam na własnej skórze. Kilka wierszy wywołało we mnie szczególne emocje, m.in. Psychologia poranka oraz Bój w spożywczym. A z nieco innej perspektywy... Bardzo porusza mnie w wierszach sposób w jaki przywołuje Pan przyrodę. Jej obecność. Być może czasem używając jej jako pięknej metafory... Las, woda, ptactwo, kamień… Nawet moje ukochane żurawie przycupnęły na chwilę w Skrawkach życia.To wszystko sprawia, że Poezja ta jest (oczywiście w moim osobistym odczuciu) w pewnym stopniu jakby barwnym ptakiem. Nadaje charakteru całości, rozbudza wyobraźnię... Litera to piórko, słowo to skrzydło, wznoszące człowieka ku górze. A to wszystko dzięki cudownej duszy Artysty, spowitej z jedwabiu... 

    Dziękuję, 

    Magdalena 



   Droga Pani Magdaleno,

 

list od Pani przybrał formę sztuki, którą, jak mogłem to już wyrazić, jest Pani przepojona, bo oddać swoje emocje może artysta, czyli człowiek niezwykle wrażliwy, czuły na otoczenie, na ludzi, na znaki, na wszystko, co go otacza… Subtelność wzrasta w subtelności, dobro w dobru, piękno w pięknie, więc i cóż mogłem zasiać zostało odebrane i przetworzone przez Panią w sposób artystyczny – a zarazem ludzki. Bo sztuka, która nie służy człowiekowi, jest bezużyteczna, egoistyczna i pusta… Wiersze moje najwidoczniej w Pani „były”, aby rozkwitnąć, i co ja mogę więcej chcieć, jeśli „mam” taki odbiór… Mogę dziękować Bogu, bo, jak sądzę, niejeden twórca zamieniłby się ze mną miejscami na czas otrzymywania takich listów, jak te od Pani, utkanych z wrażliwości, i ciepła. To, że „takich wierszy potrzeba” jest fundamentem, na którym mogę budować Dom poety… Jest on przestronny i gościnny… Jest w nim to wszystko, co podsuwa wyobraźnia, co widzi oko, i przeczuwa serce, wchodzą, pomieszkując, czytelnicy, czytelniczki, każdy, kto odczuwa potrzebę obcowania ze sztuką słowa, a ta „społeczność” jest całkiem niemała, wbrew temu, co się powiada… Może te współczesne Domy nie takie, może na złym gruncie zbudowane? Nie mnie osądzać, choć wzrok mam po to, by patrzeć i dostrzegać wszystko, nawet i zło, czające się po kątach, a niekiedy rujnujące po fundament wszelkie domostwo. Ale tu znów pojawia się Słowo, i od słowa do słowa zaczyna się budowa, na fundamencie, który ocalał… Bo te więzi, autor – czytelnik, stały się na tyle mocne, że przetrwały próbę czasu. Ja sobie zawsze marzyłem o takich odbiorcach, i moje skromne prośby powolutku zaczynają się spełniać, zapewne Pan Bóg nie chce, abym się poczuł zbyt doceniony za życia, dlatego dozuje mi porcjami, bym się nie zakrztusił, nie udławił. Ale nie mnie przewidywać działania Boskie. Ja żyję listem od Pani Magdaleny, i nikt mi tej radości nie jest w stanie zakłócić.

   Cieszę się, że ma Pani swoje ulubione, czy wybrane wiersze, proszę się rozgościć, smakować do woli, i pisać, co jakiś czas o swoich przemyśleniach… Bardzo one autorowi służą, proszę mi wierzyć… 

   Ukłony,

   Cezary Maciej Dąbrowski



   29 listopada 2022 r. - listowna minirecenzja, zatytułowana:

    Zaczytać i odpłynąć...

 

  Drogi Panie Cezary,

na wstępie chciałabym podziękować serdecznie za dedykację, którą dołączył Pan dla mnie do Wierszy niepoprawnych.


Ja
k zwykle zachwycają swym przesłaniem, szczerym, mocnym, prawdziwym słowem. Niczego Pan nie udaje, nie boi się Pan ukazać innej strony mocy, nie zawsze dla ludzi (niektórych, różnych) wygodnej. Ja to stanowisko popieram, i za to właśnie uwielbiam Pański styl pisarski. Choć wiem, że jest on absolutnie nieograniczony, nie jest zamknięty w żadne ramy, jednak wyróżniający się bardzo. Zaczytując się troszeczkę wpadłam w melancholię... A to za sprawą różnorodności wierszy... Po mocnych, szczerych, odważnych słowach pojawiają się subtelne, wrażliwe, nostalgiczne... Gdzieniegdzie poprzeplatane nutką dobrego humoru. Do niektórych wierszy powracałam kilkakrotnie, zastanawiając się nad interpretacją, prawdziwością zdarzeń. Ciekawi mnie np. czy Rehabilitantka” naprawdę ukazała się w tak groteskowym odzieniu i totalnie niepasującym jej makijażu... A propos zorzy, moim marzeniem jest, aby ją ujrzeć na żywo... Dziękuję za wszystkie wiersze i niezmiennie czekam na kolejne.

 

                            Magdalena 

 

 

    

   Droga Pani Magdaleno,

 jakże jestem wdzięczny za kolejny list, będący oczekiwaną przeze mnie, bo autentyczną,  recenzją czytelniczą niepoprawnych… A zacznę od odpowiedzi na ostatnie pytanie – tak! Rehabilitanka została przeze mnie „sfotografowana”, jako się zarzekłem w króciutkiej przedmowie, pisząc ten rodzaj wierszy zamieniam się w fotografa-korespondenta, i jak się okazuje, sugestywny przekaz-wiersz, nie potrzebuje dodatkowej narracji, świetnie Pani go zinterpretowała. Poezja, gdy trzeba, winna drażnić, tak, by prawda została w pełni ukazana, a konteksty dawały do myślenia - czy aby „jaskrawość Obiektu” nie wykracza poza pojęcie dobrego smaku, także. Zorzę, tę prawdziwą – choć nierzadko rozpatrujemy ją jako zjawisko nadprzyrodzone – mogłem mieć, można rzec, w pakiecie, bowiem swego czasu, ze względów zarobkowych, miałem na stałe opuścić Polskę. Bogu dzięki, nic z tego nie wyszło, a „cuda Norwegii”, oglądam tylko na slajdach, czy w pamiętnikach znajomych. My mamy Polskie zorze (tak „brzmi” jeden z moich tytułów), po stokroć piękniejsze, choćby jabłonie na wiosnę. Co nie znaczy, że nie życzę Pani realizacji marzeń, pewnie bym zaniemówił z wrażenia widząc ją „na żywo”. Tak to u mnie jest, droga Pani Magdaleno, że „wykraczam poza nawias” (co celnie zdiagnozował, piszący posłowie do W dalszym ciągu, Marcin Łukaszewski), bo tylko taki – szczery rodzaj narracji poetyckiej, w moim przekonaniu, ma sens. Przy okazji, wchodząc w polemikę z samym sobą, czy słowo poety bywa dosadne? Oczywiście, może i takie się okazać, ale czy to nie rzeczywistość bywa toporna, a wręcz chamska, doświadczenie wskazuje, że – aż nadto - tak! A poeta to nie „mauzoleum dawnych westchnień” – rzetelny przekaz szczególnie leży mi na sercu. Doskonale odgadła Pani zmienność tomu; od rzeczy „po imieniu” nazwanych, eskaluje – a dla innych na odwrót, cichnie właśnie – ku metafizycznym obrazom zjawisk, by zaraz powrócić na ziemię, od Polski się nie „odrywam”, nazbyt mocno wrosły korzenie. A humor? Tak. Oczywiście, że specyficzny. I nie jestem w tym osamotniony, ironią posługiwali się mistrzowie pióra, pędzla, i to najwięksi z największych, to dlaczego Dąbrowski miałby opowiadać li tylko patetycznie, co od razu kojarzy się z nieautentycznie, bo przecież „wszystko”, czego doświadczamy, składa się na nasze wzajemne relacje. Cieszy mnie, że i ta strona wzbudziła Pani sympatię. I wreszcie odniosę się do początku, nazbyt często obserwujemy nieudolne maskowanie własnego światopoglądu, nikomu nie wychodzi to na dobre, ani autorowi, ani (bywa, że zawiedzionemu) czytelnikowi, bo i „król okazał się nagi”, choć usilnie dystans chciał zachować, a i czytelnika oszukać się nie da…

   I teza często stawiana: czy nie za ostro? Powie ktoś… A że powie to ten, któremu nie po drodze, odpowiem: nie ostro, a Prawdziwie. To zobowiązuje!

   Mam nadzieję, że moja następna książka będzie dla Pani pozytywnym zaskoczeniem, sam już nie mogę doczekać się publikacji, bo towarzyszyć jej będą obrazy mistrzów, enigmatycznie dodam: jednej z epok.

   Dlatego z wielką radością wpiszę dedykację, i będę czekał na kolejne – bezcenne refleksje, płynące prosto z serca Pani Magdaleny.

   Ukłony,

   Cezary Dąbrowski




 List od Czytelniczki, Pani Marii, po lekturze Zimno nadchodzi:   


Panie Cezary,

Mam Pański piękny tomik Zimno nadchodzi”.

Życie w świecie poezji jest czymś wyjątkowym. Podziwiam Pański kunszt poetycki. Zimno nadchodzi to obrazy-wiersze, które są szczególne, wyjątkowe. Są rodzajem syntezy Pańskiej twórczości. Ukazują w pełni Pański talent poety. Te wiersze poruszają sumienie, są wyrazem myśli, odczuć, doświadczeń, niepokoju. Budzą we mnie zadumę, silne emocje, dotykają serca... Ich treść znajduje pełne odbicie, symbiozę z obrazami, słowem Mistrzów Młodej Polski... Używa Pan bardzo zdecydowanych słów, nie pomijając tego, co trudne, bolesne, bardzo ważne. Pańskie wiersze są głosem sumienia, dają poczucie naszej tożsamości narodowej, niosą też nadzieję na lepszych nas, lepszą naszą przyszłość.

   Czytanie „Zimno nadchodzi to piękny czas, chwile, które dzięki Panu nam są dane!!! Dziękuję. Jestem bardzo rada, że przyszłe Spotkanie z Panem w Chełmnie umożliwi obecnym słuchaczom poznanie Pana, Pańskiej twórczości artystycznej i poszerzy grono czytelników pięknej poezji!      

   Z serdecznością,    

   Maria Sz. 




   Droga Pani Mario, 

serdecznie dziękuję za tak ważne dla mnie słowa. Przyznaję, że czekałem na Pani refleksje, bo najbardziej cenię sobie odbiór rzeczywisty, a mianowicie taki, który wynika z potrzeby serca Czytającego, który to sięga po książkę po to, aby odnieść się swoim życiem do jej treści. Aby poezja w niej zawarta ożyła wewnątrz czytającego „obrazami” rzeczywistymi, ale i drogami w nieznane. Właściwie mógłbym porozmawiać z każdym weń wglądającym, zanurzającym się w słowie, bardzo długo, na temat każdego z wierszy. Wysłuchując interpretacji, odpowiadając na pytania (jeśli będą w zasięgu moich możliwości odpowiedzi), opowiadając o inspiracjach, bo przecież nie są nimi tylko obrazy młodopolskie, czasem są tylko pretekstem, by opowiedzieć całkiem inną, ale ważną dla mnie (a sądzę, że nie tylko dla mnie ) historię; temat, zdarzenie, zjawisko, problem, czy dramat. Te obrazy tylko to we mnie uruchomiły, pomogły mi w wypowiedzi. Ale o tym więcej podczas spotkania.

   Droga Pani Mario, przyznaję, że prowadzenie korespondencji z czytelnikami, to poniekąd spełnienie moich pisarskich marzeń. Spójrzmy na to „zjawisko” oczami współczesności: „pogoń za zyskiem, niepewność egzystencji, permanentne zagrożenia, brutalizacja codzienności” i…  - tomik poetycki Dąbrowskiego? Czy autor wierszy może mieć nadzieję, że pisząc kolejny, ktokolwiek sięgnie po jego książkę... Wszak nie z tym założeniem siadam do pisania, albowiem piszę, bo muszę! Dlatego to zjawisko, ta więź autor-odbiorca, więź przecież najczystsza z czystych, jest czymś wręcz niespotykanym, bo pięknym i dobrym. Za to dziękuję Bogu! Za Czytelników.

   Będę szczęśliwym mogąc uczestniczyć w spotkaniu chełmińskim, a będzie to moje pierwsze od bardzo dawna wieczorowanie w gronie czytelników. I tylko jeśli zdrowie pozwoli (a nie ma wyboru!), to czeka mnie moc wrażeń, przeżyć z nim związanych. Wierzę, że będzie to dobry czas dla poezji, czas na wynikającą z niej rozmowę: o wszystkim, co na poezję się składa, czyli o moim, i Państwa zebranych wokół niej, życiu.  

   Tymczasem, serdecznie pozdrawiam,

   Cezary Dąbrowski

26 kwietnia 2023 roku

 





List od Czytelniczki (i moja nań odpowiedź) zatytułowany 

Ukłon w stronę książki:

 

                                                           Panie Cezary,


ciesząc się chwilą wytchnienia po nagłym zwrocie akcji w moim życiu pozwolę sobie napisać kilka słów dotyczących książki „Zimno nadchodzi”. Od wczesnego dzieciństwa z pasją i zaangażowaniem czytam książki. Wizyty w bibliotece nabrały wręcz dla mnie duchowego wymiaru.
Utrata poczucia czasu w tym miejscu to już norma. :) Ileż to książek przeszło przez moje ręce... Starych, nowych, zakurzonych itd... Ileż to lat musiałam czekać aby doświadczyć poezji Pana Cezarego. I w tym miejscu kłania się książka Zimno nadchodzi”. Odnalazła miejsce w moich prywatnych zbiorach, rozgościła się, ale odczuwam, że ta książka chce wzrastać... Jak widać sztuka broni się sama. A kiedy podporą dla niej jest obraz, razem zaczynają tworzyć jedną, spójną całość. Sztywna okładka, białe, śliskie kartki są podstawą tego artystycznego „tańca”. Zaprasza nas do niego kobieta w ognistej pelerynie (przepraszam, nie mogę się powstrzymać żeby ją nazwać inaczej), ukazując bramę do świata poezji. Znakomity wybór dzieł mistrzów polskiego malarstwa świetnie współgra ze słowem, a słów nic dodać nic ująć ofiaruje Pan cały wachlarz. Od słów bardzo nowoczesnych po zapomniane i rzadko spotykane. Wprowadza nas Pan w podróż wysokiego kalibru (o tym świadczy już sama okładka). Wielowymiarowe doświadczanie uczuć i emocji to pewniak. „Świątynia z łez” - smutek, zaduma... „Kołomyja”- rozbawienie... „Żurawie”- delikatność, rześkość...(mam sentyment). Osobiście w tej książce bardzo czuję Polskę... Kilka razy używa Pan słowa „Polonia”... Jest to ujmujące, wzruszające i piękne. I do tego jeszcze wsparte pędzlem. 
Zimno nadchodzi” posiada swoją wibrację, energię... Ja odbieram ją nawet w pewnych barwach. Nie będę zdradzać w jakich, bo te musi każdy czytelnik odkryć w sobie sam. Ale warto... Ponieważ paleta tych kolorów jest czysta i prawdziwa, a tę prawdziwość funduje nam szczera, szlachetna dusza poety.

   Dziękuję, pozdrawiam serdecznie 

   Magdalena

 

 

   Droga Pani Magdaleno, cóż za piękny list, za który dziękuję. Szczęście, że moje książki Panią odnalazły… A tematów poruszonych do rozważań mnogość – i to jest fascynujące.

  Zacznę od okładki: śmierć („kobieta” z kosą – obecna w naszej tradycji) przychodzi bez względu na porę roku – Malczewski w swoim dziele „Thanatos” (w mitologii: bóstwo, uosobienie śmierci - brat Hypnosa) nadawszy śmierci ponętne kształty, potwierdził, że był mistrzem nie tylko pędzla, ale i ironii. Dlatego w moim tomie, aż dwa, na wskroś różne wiersze w temacie tegoż obrazu oddaję czytelnikowi, by którąś z nich uznał za bliższą… Którą z nich obierze za „sugestywniejszą”, a może znajdzie „swoją własną”? - Bo przecież to cecha interpretacji autentycznej, nie „wpojonej” rozprawkami naukowymi.

   Tak, nie jest Pani pierwszą osobą, która przyznaje, że jest pięknie wydana. Bardzo się cieszę, że dzięki wsparciu czytelników było to możliwe. A muzea, użyczając mi reprodukcji, wykazały dużą dozę empatii, i cały proces, z umowami włącznie, dało się zamknąć w bardzo krótkim czasie… I jest – „Zimno nadeszło” i cieszy oczy autora i, co najważniejsze, czytelników! Rozumiem, czym dla Pani, poza samymi wierszami, jest obcowanie z malarstwem, wszak sama Pani dała dowód swojego talentu, ofiarowując mi namalowany własnoręcznie obraz, który stoi w wyeksponowanym miejscu mego pokoju, i przypomina mi, że mam dla Kogo pisać

   O wierszach, które Pani „wskazała” (dziękuję), mówił będę, i mówił będę samymi wierszami, podczas spotkania w Chełmnie, na którym Pani będzie. A każdy utwór, jak się Pani domyśla, ma swoją historię i współczesny wymiar. A „Żurawie”? – wyrecytuję z myślą o wspomnianym „sentymencie”. Bo wiem, że to ulubione przez Panią stworzenia, i też Pani ręką subtelnie malowane… I dopowiem, „co poeta miał na myśli” (uśmiech).

    „Polonie” – także od Artura Grottgera, za Ich patriotyczno-powstańczą wymową, a przecież wiemy, że jego cykl rysunków zatytułowanych „Polonia” to wizje ogniskujące wokół powstania styczniowego, i zapewne zainspirowały nie tylko Jacka Malczewskiego – do Jego obu „Polonii” z 1918 roku. A mój wiersz, Co mówi Polonia - traktuję jako jeden z ważniejszych (bo dziś potrzebnych głosów) w tomie Zimno nadchodzi; tuż obok widnieje reprodukcja w całej okazałości strony książki.

    Za wszystkie słowa i ich „barwy” - barwę Pani listu, dziękuję, nie mogąc się doczekać spotkania w chełmińskim grodzie.

    Do zobaczenia – już 16 czerwca!

   Pozdrawiam serdecznie,

   Cezary Dąbrowski 






Napisała do mnie Czytelniczka, Pani Maria, a ja odpowiedziałem.

To kolejny - ważny Głos.

 

[...] bo tak, jak Pan radzi, poleca... analizując tworzenie, przekazywanie SŁOWA, tak Pan to czyni…

Panie Cezary. Zbliża się powoli termin Pańskiego autorskiego wieczoru w naszym mieście. Z pewnością będzie to dla nas czytelników szczególnie ciekawe Spotkanie z Panem, Pańską muzyką, prozą i piękną poezją. Jestem rada, że będzie mi dane przeczytać jeden z wielu wierszy, wiersz o Panu-Twórcy: Muzyku, Pisarzu, Poecie, o Pańskich obserwacjach życia, o odczuciach i powinnościach względem odbiorcy-słuchacza, czytelnika. I tu, mam wewnętrzny dylemat z wyborem, bo w Pańskiej twórczości jest wiele takich tekstów i każdy z nich mówi nam o pasji tworzenia, komponowania, pisania… mówi o szczerości, niekiedy do bólu, bez podtekstów i kamuflażu... Wieloletnie tworzenie sztuki: muzyki, prozy i poezji to rzeczywisty Pański pamiętnik serca, doznań, obserwacji, z którymi w prosty sposób, ale jakże z dużą siłą przekazu dzieli się Pan z odbiorcą, czytelnikiem, służąc  każdemu z nas, by móc się zatrzymać, zmieniać rzeczywistość, dostrzec znaczenie i wagę słowa DOBRO, które determinuje Szczęście człowieka, nas, ludzkości!   

Z wielu Pańskich książek wybrałam z tomiku ,,DALEJ”, wiersz ,,Na szlaku”, bo tak, jak Pan radzi, poleca...  analizując tworzenie, przekazywanie SŁOWA, tak Pan to czyni… dla nas, do dziś, za co Dziękujemy.

Z serdecznością Maria Sz...

 

 

Droga Pani Mario, z każdym dniem przybliżamy się do, wierzę w to głęboko, pięknego spotkania w chełmińskim grodzie. Pięknego, bo w okazałej sali koncertowej, ale przede wszystkim z uwagi na wspólnotowy charakter tegoż spotkania, na które, tak jak i Pani, czekam z wielką nadzieją i ufnością. Nie byłbym sobą, gdybym nie rozwinął wątku manifestującego wiersza, który stał się Pani wyborem. Swego czasu radzono mi – och, te „życzliwe” życiowe rady – że, aby się przebić ze swoim przekazem powinienem brylować na salonach, umizgiwać się do „możnych”, kłaniać się w pas decydentom, itp. Mówiono mi nawet, że: „ty to w tym… – tu miejsce mojego pobytu – mchem porośniesz! Co ty myślisz, że czytelnik sam do ciebie przyjdzie?”

Hmm… fascynujące, prawda? Same „dobre rady”. I tak, oznak mchu na sobie nie dostrzegam, natomiast kwitnie korespondencja i odbiór treści moich książek.

Dlaczego „dobre rady” się nie sprawdzają? Sądzę, że najważniejsze jest to, co powstaje spod mojego pióra, i że jest to skierowane – do czytelników, nie „do ściany własnych oczekiwań” – tudzież – awansu społecznego, jak zwał, tak zwał; ale ja właśnie w ten sposób wychodzę do czytelnika i to procentuje. Natomiast karnawały popularności przemijają, jak to z karnawałami bywa, nieraz i z porządnym kacem w tle…

Trzeba mi pisać o tym, co ważne, a nie modne i dobrze widziane… Czy to odwaga? A to już zależy od percepcji, kto patrzy i z jakiego punktu. Sądzę, że to literacka powinność. Jednak bez czytelników – bez autentycznych czytelników, a nie znajomych z branży – nie byłoby to możliwe. Powtarzam, i nie przestanę powtarzać: Dziękuję Bogu, że jesteście. O to zawsze zabiegałem, od pierwszego akapitu i postawionej litery.

Wybór wiersza znakomity, Droga Pani Mario. Za wszystkie słowa dziękuję, postaram się im sprostać 16. czerwca. Wierzę, że będzie to premiera książki, o jakiej zawsze marzyłem.

Serdecznie pozdrawiam,

Cezary Dąbrowski

28 maja 2023 roku.



    


 O MITACH, i nie tylko, pisze Czytelniczka, Pani Mirosława:
 

   Patriotyzm oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka, krajobrazu ojczystego... Jest to również miłość, która obejmuje dzieła rodaków...” – św. Jan Paweł II.

Kolekcja Pani Mirosławy

   Niezwykle cenna jest mi twórczość Pana Cezarego Macieja Dąbrowskiego, współczesnego, genialnego poety, prozaika, pianisty, perkusisty, kompozytora, recytatora, którego to ważność, prawdziwość, rzetelnego, autentycznego słowa emanuje i owocuje.
   Do mojego pokaźnego zbioru dołączyła ostatnio książka 
Mity”. To przepiękne, kolejne, ważne dzieło. Jestem już po lekturze i polecam wszystkim rodakom! 

   We wstępie Cogito ergo sum” (Myślę, więc jestem) czytamy m.in.: tak i nie jest to opowieść równa świadectwom, pisanym z bólem niewyobrażalnej tragedii całych rodzin. Jest to wyraz mojej miłości do historii Polski, której uosobieniem są tereny na wschód od Bugu – z całą plejadą postaci z tychże krain wywodzących się, czy tam kończących żywoty – dla dziejów okresu pierwszej i drugiej Rzeczypospolitej. Szczególnie zaś tych, których zmiażdżyło koło historii, a mówiąc wprost: zostali zgładzeni przez dwudziestowieczne totalitaryzmy: komunizm i faszyzm…”.

   M.in. w „Pisarze.pl” możemy przeczytać wspaniałą recenzję krytyka literackiego Marcina Tadeusza Łukaszewskiego, który w nawiązaniu do twórczości Cezarego Macieja Dąbrowskiego, poprzez Zimno nadchodzi”, ukazuje nam wielką rangę poety, ważność jego twórczości w dziejach najnowszej literatury polskiej. Współczesny nam Pan Cogito... Perły poezji Cezarego Macieja Dąbrowskiego. Pisarze pl. – to nie jedyna zamieszczona tam recenzja. Piękna, na temat pięknej poezji.



   Pani Mirosławo, dziękuję za to świadectwo, jak zawsze serdecznie. Za rozpropagowywanie mojej twórczości również. Czytelniczy, autentyczny głos ma dla mnie największą wartość. A i gratuluję obecności kompletu książek w Pani domu. Brakuje jednej, jeszcze nieopublikowanej, ale mam nadzieję, że wkrótce dołączy do kolekcji.


   21 czerwca 2024 r.






wtorek, 8 listopada 2022

 

Aforyzmy




{Nie mnie zdradzić poezję 
i pisać skrzydłem motyla...}     - incipit pochodzi z tomu Wiersze aforystyczne



C.M.Dąbrowski w Klubie Księgarza, 2017 r.
   Garść moich aforyzmów , a że napisałem ich naprawdę dużo, trudność z wyborem, bo i niektóre „graniczą” z fraszką; jednak, co bywa nośnikiem treści, sprawą mniej znaczącą od niej samej. 






Zachować duszę


Cezary Maciej Dąbrowski, Wierszem i Prozą
W swych poetyckich drogach,

ciągle znajdując słowa,

Ten tylko się odnajdzie,

kto duszę swą zachowa.

 26 czerwca 2015 r.

 

 Autorytet

 

Jak ślepiec, po omacku,

szukając własnej drogi,

widzisz tylko obrazy,

Lecz nie ma już ikony.

 26 czerwca 2015 r.

 

 Miecz obosieczny

 

Gdy przeanalizujesz konflikty średniowiecza,

to wtedy widzisz jasno, że ginął miecz od miecza;

Ale gdy starasz się zrozumieć konflikty nam współczesne,

to widzisz równie jasno – te miecze obosieczne.

 26 czerwca 2015 r.

 

Pomniki

 

Pomnik bywa pomnikiem

wtedy, gdy się wali;

Przedtem bywa inskrypcją,

którą chce wielu obalić.

10 lipca 2015 r.

 

Perspektywa

 

Życie to perspektyw pejzaż przebogaty:

ktoś nie lubi chleba, ktoś ma chleb na raty.

 2015

 

Poszukiwania

 

Szukając zrozumienia znajdziesz twarz z kamienia,

nie szukając wcale odnajdujesz więcej;

Lepsza szczera cisza niż szydercze wieńce.

 11 sierpnia 2015 r.

 

Pustelnik

 

Mędrcem nazywany zadawał pytania,

a że nikt nie słuchał, wplatał je w swe zdania.

Zadawał, spisywał – pustelnikiem zwany –

aby ktoś odkrywał: zwoje i arkany...

Potem zachwycano się mędrca rozumem:

ten pytań nie słyszy, kto podąża z tłumem.

 2015

 

Stare nowe

 

Wszak bywa widocznym, że wieża się wali –

czmycha chytrze ten, kto chce grzbiet ocalić;

A gdy runie z hukiem zacierając ślady –

nową się postawi, ze starej zaprawy.

 4 lipca 2015 r.

 

 Cezary Maciej Dąbrowski, Wierszem i Prozą, LTW/Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, 2017




 1

Cezary Maciej Dąbrowski, Wiersze aforystyczne

Nie mnie zdradzić poezję

I pisać skrzydłem motyla

Ja widzę ogólną amnezję

I pustka ta mnie wyczula

Bo życie sobie poradzi

Planeta nie zginie bez magii

W poezji zaś tylko to ważne

Co straszne i wabi i nagli

 

2

W ramach rekompensaty

Dostaniesz kopa i baty

Zamiast wsparcia uznania

Pamflet bez markowania

Lecz się nie przejmuj artysto

Jeśliś jest twórcą prawdziwym

Docenią cię tylko nieliczni

Ty w ogniu zaś dolej oliwy

 

 14

Kicz z brawurą wtargnął w życie

Profesorskim bełtem

Wstrzelił się w sztuki poszycie

Z bezczelnym impetem

Masz to teraz uznać bracie

Za przejaw emocji

Jeśli tego nie rozumiesz –

Nie będzie promocji


13

Chlusnął w płótno michą z zupą

Szybko się rozlało

Prędko wiezie do galerii

Tytuł: dusza ciało 


15

Uśmiech tupet i przesada

To sukcesu dziś podstawa

Introwertyk może sobie

Artystycznie spocząć w grobie

 

18

Jakiś morał chyba trzasnę

Bo wypada przecie

Tylu mamy moralistów

W wielkim Internecie

Niezależni są zależni

Kulturalni chamy

No a morał

Sami wiecie

Takie czasy mamy

 

24

Order Order mu nadano

Mężnie pierś wypina

Co po drodze zapomniano

To nie jego wina

 

42

Nie mnie mówi komunista

Uczyć się historii

Ja mam zdolność do tworzenia

Chaosu w teorii


44

Mowa ciała więcej znaczy

Niż pisma przesłanie

W piśmie można przeinaczyć

A ciało nie kłamie


26

Co na ustach to w głowie

A ja tak odpowiem

Bywa że miernotę

Obsypują złotem

 

30

Mógłbym pisać o zachwycie

Którym większość gardzi w pędzie

Mógłbym wspiąć się na wyżyny

By opisać jak to będzie

Mógłbym straszyć co po tamtej

Chociaż nie wiem i tak lepiej

Wolę pisać aforyzmy

Czuję że jestem z człowiekiem

 

32

By się kochać więcej ranią

Taka ludzka cecha

No a potem czasu nie ma

I nie ma człowieka

 

56

Rozsądek bywa lekarstwem

Na narodowe rozdarcie

Lecz wówczas wkracza ekstrema

I już rozsądku nie ma

 

57

Elitaryzm czy głupota

Trudno orzec jednoznacznie

Gdy się wsłuchasz nie rozpoznasz

Jedno kończy Drugie zacznie

 

40

Nie martw się już końcem świata

Bo zastąpi cię awatar

 

58

Śpiewał potok śpiewał gaj śpiewał pasikonik

Lecz nie będę pisał jak no bo czas mnie goni

Wystarczy mi jeden wers na podsumowanie

Pisać prawdę może ten kto w życiu nie kłamie


27

Błazna poznać i na milę

Choć bez makijażu

Wystarczy że się odkryje

W bystrym komentarzu

Ma natomiast wyraz twarzy

Spełnionego buca…

Ktoś złośliwy mógłby orzec

Wystaje onuca


4

Co mnie obchodzi wtórny poeta

I jego ból w kolanie

Ja piszę wiersze do zwykłych ludzi

Tak było i tak zostanie


Teleporada


‘Primum non nocere’.

Ale w soboty i w niedziele.

 12 września 2020 r.



Cezary Maciej Dąbrowski, Wiersze aforystyczne, Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam”, 2021


(do plagiatorów: jak widać na „załączonym obrazku”, cytowane wiersze są już wydane i odpowiednio zabezpieczone!)

 

    Opowiadania




   Zjawisko


Dziś ponownie „wysiedziałem swoje” (jakoby za karę) w szpitalu, wpatrując się w przetarte gumolea, obite z farby ściany, przedziwne rurki nadbudowane na powierzchni sufitów (co by się stało, gdyby nagle pękły, ktoś mógłby się udusić? Czy może nastąpiłaby eksplozja?), wsłuchując się w stukot chodaków, trzaskanie drzwi i dialogi urywane w tonacjach skarg, tudzież bluzgi kolejkowiczów… Na chłodno wyłapując każdy ze szczegółów i analizując jego surowość, realizm, i bezceremonialność. Poznałem historię krwotoku z ucha starszej, a samotnej pani, która musiała odreagować na mojej osobie swój stres, swoją bezsilność, i samotność, bo nie przestawała mówić, nawet z oddali, co świadczyło o potrzebie słyszenia jakiegokolwiek głosu. Kolory ubrań personelu medycznego niczego mi nie sygnalizowały, i tak nie sposób było odróżnić salowej od pielęgniarki, lekarki od asystentki, styl raczej swobodny, by nie rzec wymięty, zestawiałem ze stop-klatką z dzieciństwa: lekarz w białym, wyprasowanym fartuchu, ze słuchawkami przełożonymi wokół szyi. Zadziwiająca przewaga młodych, tak jakby większość starszych opuściła kraj w czas „zielonej wyspy” . I tak, co (przysłowiowy) kwadrans, czytnikiem kart odblokowane drzwi oznajmiały chwile przerwy na herbatę, kanapkę, czy coś na słodko, może szarlotkę, zakupioną w sklepiku przyszpitalnym, a nam siedzącym, że to miejsce chorób, to zwykła robota dla znieczulonych taką codziennością ludzi, którzy już dawno stracili, jeśli w ogóle posiadali, empatię dla strachu innych, ich poszczególnych problemów, czy wyroków. A ja wtedy, jak zawsze zresztą, myślałem o poezji, czyż nie tu właśnie dzieje się najprawdziwszy wiersz, bo przecież losy ludzkie, obnażone z wszelkich pozorów ważności, kończące się na ubezwłasnowolnieniu - w niewoli swego ciała, bez poezji, która tchnie weń życie nowe staczają się w niwecz. Jesteśmy psującym się ciałem. Które poddaje się czasowi, pulsując w konwulsjach spraw, którym poświęcamy się bez reszty. Z tego wielkiego współczucia dla siebie samego, dla wokół obecnych, przygarbionych, opuchniętych, skurczonych, zamyślonych o skutkach awarii ciała rodzi się refleksja zwątpienia… A to już całkiem wiele jak na wiersz… Jak mógłby się zaczynać: historią ślepnącego poety? A może metaforą wylewu z ucha, jako wyrzutem wszelkich zbytecznych słów. Mamrotaniem chorego, z którego siostry z nocnego dyżuru dworują sobie w najlepsze? "Tak, tak, dziadku, ale niech dziadek śpi już, jest noc"… Przecież pamiętam to wszystko z OIOK-u. Może poemat o stołku, jako podmiocie lirycznym, począwszy od jego budowy, rodem z huty metalu? Siermiężne wykonanie przedmiotu nie nadaje się na poemat, odpada. A może… Nie, tego obrazu nie poddam reanimacji, gdy ów stary pacjent, w bezsilnym uporze sam zdecydował o pójściu do toalety. Tam też się przewrócił podczas defekacji… Personel mimo uwijania się, nie mógł pozbyć się na długo fetoru, który wówczas zapanował w całej Sali. A mnie łzy napłynęły do oczu, tak, ze współczucia… Mam dalej mówić o poezji prawdziwej? O chłopcu, którego zasłabnięć nie udaje się zdiagnozować, a tłuściochu, pochłaniającym dodatkowe kanapki między posiłkami, mimo kolejnych stentów umieszczanych w sercu, i kazań lekarzy. O chęci usuwania krzyża przez butnego ubeka, leżącego w jednym z pokoi, o smaku herbaty nalewanej przez salową, i radości z kawałka masła na baltonowskim pieczywie? A może o bezskutecznej próbie podłączenia zbiornika na mocz przerażonej staruszce, tuż po operacji? Psujemy się… Tu, w tej fazie, poezja nikomu nie potrzebna, ale przecież istnieje. Coś jej nakazuje istnieć, jakieś atawistyczne prawo, każe jej nazywać nawet brud, fetor i śmierć, chorobę, i niemoc. Ona, jeśli prawdziwa istnieje nawet w brudnym prześcieradle… Jest z nas.

 

5 maja 2024 r.

Cezary Maciej Dąbrowski

 


   Lustro



   Czas pędzi niemiłosiernie, im jestem starszy, tym szybciej, dopiero co umknął mi kwiecień, a już myślą jestem w marcu. Niestety, pula wiosen dla Tych najstarszych maleje, a Ci najstarsi zawsze byli moimi największymi przyjaciółmi.

   Można powiedzieć, że przyjaźnie te zsyła na mnie Boża Opatrzność, bo przecież nie mogłem mieć wpływu na to, że znajdę wspólny język z Inżynierem Januszem Jabłkowskim, wieloletnim pracownikiem przemysłu szklarskiego, który studia swoje na Politechnice Warszawskiej rozpoczął przed II wojną światową – w roku 1934. Mimo różnych profesji i różnicy wieku – bo pół wieku to znacząca różnica – znajdowaliśmy wiele wspólnych tematów, które w naturalny sposób rozwijaliśmy, dzieląc się swoimi przemyśleniami. Nasze spotkania miały miejsce zazwyczaj w korytarzu, byliśmy sąsiadami. Choć lubiłem, i mój uroczo ciekawski kilkunastoletni Syn także, odwiedzać usłane książkami mieszkanie Pana Janusza, człowieka niezwykle pogodnego, prostolinijnego i życzliwego, jednocześnie obdarzonego zasłużonym szacunkiem współpracowników, kolegów, posiadającego ogromną wiedzę z dziedziny polskiego szklarstwa, rozmawiającego dwunastoma językami, a w zaciszu swego mieszkania nieprzerwanie dociekliwego filozofa, z wielką pokorą zgłębiającego Encykliki Jana Pawła II. Ktoś powie, zbyt wiele zainteresowań, jak na jednego człowieka? Dodam jeszcze pasję matematyczną, która przejawiała się uporem z jakim studiował rachunek prawdopodobieństwa oraz liczby pierwsze, w których, jako zapatrzony w chmury muzyk, nie gustowałem.

    Tak to zwykle bywa, że ludzie światli, są głodni wiedzy, a ich zainteresowania nie dotyczą li tylko swoistych specjalizacji, ale i obszarów, które takowe jednostki fascynują, jak muzyka, literatura... Jednak przede wszystkim, Pan Janusz – bo tak zwykłem się do Niego zwracać, choć w swej skromności proponował, bym mówił do Niego po imieniu – był dla mnie wzorem katolika i dobrego człowieka jednocześnie. Był humanistą, naukowcem, a jednocześnie, człowiekiem nie komplikującym rzeczywistości. Z pokorą odnosił się do autorytetów, jak choćby do wspomnianego Jana Pawła II, i do dzieł wybitnych twórców. Pamiętam, jak opowiadał o swojej podróży do Rzymu, oglądaliśmy zdjęcia z wycieczki w której uczestniczył. Wtedy to powstał mój wiersz o wspólnocie:

                                                  Istota...

 

    Bogactwo duchowe i ład nabożeństw kościelnych

   dawały mi zawsze poczucie spokoju, pokory,

   bo jestem „prochem marnym”, pycha jest złem.

   Kiedyś mój wielki przyjaciel powiedział:

   „Cezary, czym byłby świat, bez tego bogactwa kulturowego

   jakim jest – na przykład – Bazylika św. Piotra, czy Kaplica Sykstyńska?”.

 

   Z dumą myślę o murach i placu św. Piotra,

   zabytkach dotykanych ręką Michała Anioła.

   Potrzebuję tej hierarchii,

   nie potrzebuję krzyczeć z tłumu:

   Halo! To ja i moje ego!...”.

 

   Stoję tam, jako wspólnota,

   jedność, jeden,

   jedna rodzina...

   To istota chrześcijaństwa.


   Nasza wielka rodzina;

   jakby na ten jeden moment

   wszyscy w wierze

   zamieszkujemy kościół Pana Naszego.

   To wówczas padło zdanie, iż: 50 lat dla mężczyzny, to najbardziej efektywny wiek; wtedy jeszcze nie wiedziałem, że czeka mnie czas kontuzji i przestanę wykonywać swój zawód muzyka, zajmę się ponownie pisaniem wierszy, choć, co szczególne, podarował mi książkę z zakresu historii literatury, ja odwzajemniłem się wyrobami cukierniczymi, które od czasu do czasu lubił spożywać. Czyżby był to znak, którego nie potrafiłem wówczas odczytać...

   Pośrodku głównego pokoju, choć było to mieszkanko bardzo kameralne, stał fortepian Bösendorfer. Był to instrument, który najlepsze lata miał już za sobą, przeminęły wraz z odejściem żony Pana Janusza. Lecz mimo Jej śmierci, instrument wciąż stanowił żywy dowód Jej pasji, i był też tematem przekazywanych wspomnień. Prawdziwą miłością darzył Pan Janusz swoją zmarłą żonę. Jej fotografie, leżące nuty, zdawały się mówić odwiedzającym: tu jeszcze ktoś jest... Tu czas się zatrzymał... Choć, jak wspominałem, moje odwiedziny były zawsze krótkie, ledwie kwadrans, ledwie kilka zdań, wówczas dostępowałem zaszczytu poruszenia strun tego instrumentu. Starałem się czynić to z wielkim wyczuciem, gdyż jego pęknięta płyta rezonansowa zdawała się mówić więcej niż słowa. Ten fortepian był symbolem więzi Pana Janusza z Jego żoną. A wszystko wokół zastygło wokół niego, jak w mauzoleum.

C.M.Dąbrowski, Zbiór nieaspirujący, LTW, 2019
   I tak, przy głośno nastawionym radiu, spędzał Pan Janusz swoje późne dni (i wieczory), czasem wyjeżdżał na sympozja, i powracał z nich pełen entuzjazmu, jakiego nie uświadczysz dziś w młodych ludziach. Pasja z jaką opowiadał o swoim zawodzie, napawała optymizmem, bo też i pogody ducha wynikającej z głębokiej wiary w Boga Panu Januszowi nigdy nie brakowało. Nie spotkałem Go nigdy załamanego, czy w braku humoru, i tak to trwało...

   Gdy zmienił miejsce zamieszkania, już z powodów zdrowotnych, odwiedzałem Go rzadziej, nie chcąc naruszać prywatności, choć z czasem i tak mnie nie poznawał. Musiałem czekać, pijąc przygotowana przez opiekunkę herbatę, by świadomość wróciła. Pewnego dnia dotarła do mnie wiadomość, której się wszyscy jego bliscy spodziewali. Pan Janusz odszedł 2 lipca 2009 roku. Miał 95 lat.

   Tuż przed wyprowadzką podarował mi lustro, opierałem się długo, bo nie zwykłem przyjmować podarunków, lecz było to lustro wyjątkowe. Wisiało tuż przy wejściu do mieszkania, lecz już nie odbijało postaci, plamy zakrywały jego powierzchnię. Pomyślałem, że przyjmę ten portal do świata dawnej Polski, tamtych zasad, manier, i słów...

   Ilekroć spoglądam w to lustro, widzę uśmiechniętego Pana Janusza, który połączył się wreszcie z ukochaną żoną...


15 lipca 2018 r.

Cezary Maciej Dąbrowski, Zbiór nieaspirujący, 2019


PS

Wspomniany fortepian był przez śp. Janusza Jabłkowskiego kilkakrotnie wypożyczany do Konkursu Chopinowskiego, jako instrument ćwiczebny. Że były to lata powojenne, więc i o instrumenty było trudno, i tak sanacyjny inżynier-meloman znacznie przysłużył się niejednemu konkursowiczowi. Czy wówczas, podczas transportów doszło do pęknięcia płyty rezonansowej, tego nie wiem. Nie znałem też konkretnych terminów, kiedy został udostępniony, więc i nie wspominałem o tym w opowiadaniu, zresztą nie o konkursie jest cała rzecz, a o wyjątkowości Postaci, rodem z II Rzeczypospolitej. 

Byliśmy sąsiadami. Kiedy, przeczuwając nieuniknione, chciał mi go podarować, jak i wiele cennych przedmiotów z mieszkania, odmówiłem... Ostatecznie fortepian trafił do krewnych. Janusz miał też rodzinę we Francji. Zresztą nie miałem odpowiedniego miejsca, by trzymać nawet tak mały fortepian.


   Śnieg



   W przyciemnionym pokoju siedzi sobie starzec, siedzi i patrzy w okno.

   Widzi, jak płatki śniegu przyozdabiają gałęzie drzew, pagórki. To spokojny dzień, zapada już półmrok… Starzec myśli o tym, jak postrzegał zimę będąc brzdącem, gdy w poczuciu wielkiej radości, wielkiego szczęścia – które równało się jedynie ze skakaniem w fale ciepłego morza – zgrzany do czerwoności i w przemokniętej kurtce, zjeżdżał na sankach z małego zbocza, które wtedy wydawało się wielką górą. Te odczucia – to korzystanie z dobrodziejstw, z darów życia – nie zatrzymywały się wówczas na konkretnych sytuacjach; po prostu, bawiło go coś, lub nie, a pamięć odpoczywała w spokoju.

   Starzec patrzy w okno. Ten śnieg dziecinny – nie topnieje tylko kilka sekund; pod spodem jest inny śnieg. Śnieg, po którym idą wygłodzeni, bezbronni ludzie.

   Idą też Ci, którzy zacierają swoje ślady – maszerują z wielką determinacją i odwagą. Brną w zaspach, w niedogodnościach, poświęcają się dla sprawy, wierni do końca.

   Zacierają krwawe ślady uciekając przed wściekłym pościgiem.

   Widzi śnieg i lodowate wagony przepełnione ludźmi. Słyszy krzyk rozpaczy, bólu, słyszy krzyk wystraszonych i głodnych dzieci, także walczących o kolejny dzień ze zgrozą tej codzienności.

   Starzec patrzy w okno. Śnieg i krew.

   Pamięć nie daje mu spokoju.

   Ten śnieg dziecinny – nie topnieje tylko kilka sekund…


Cezary M. Dąbrowski, Dalej, LTW, 2018
15 stycznia 2016 r.
Cezary M. Dąbrowski, Dalej, 2018.

                                                                              

     



 



Plastikowe czasy

    – Torebka –

 


   Zaczepiła się o gałąź – plastikowa – logotyp wiruje za każdym podmuchem wiatru. Właściwie to jest już częścią drzewa, wątpię, aby ktoś zastanawiał się nad jej „genezą”. Nie zastanawiają się na tym faktem ci, których głośny śmiech przebija się przez dźwięk wiertarki i głośnej muzyki. Nie dziwią się ptaki, które w uwitym gnieździe żyją w czasach atomu, tabletów, klonowania – tak, jakby to były ich czasy, te same od tysięcy lat.

   Torba przejechała parę przecznic tramwajem, wypełniona parówkami, bułkami, piwem i nawet ćwierćlitrówką. Towarzyszył jej cały dzień, stłoczony, tramwajowo-autobusowy; towarzyszyli jej ludzie, zamyśleni, zatopieni – każdy w swoim świecie. 

   – Jedni w tym czasie doszli do wniosku, że życie jest potwornie bolesne – polega na codziennym obdzieraniu się z tęsknot, na ranieniu najbliższych, celowym i bezmyślnym – i polega na zapominaniu. Tak, na tym „zapominaniu”, które pozwala kroczyć dalej; to nie jest zapomnienie, raczej przekierowanie toku myśli.

   – Ktoś w tym czasie myśli o kapuśniaku: czy jeszcze zostanie na jutro?

   – Inni o abonamencie na związek: czy jeszcze obowiązuje umowa?...

   Dlaczego tak uczepiłem się tej sklepowej torebki, to bez znaczenia. –A jednak tam jest, kolejny wytwór człowieka, nierozkładalny, plastikowy, na który ziemia „odpowiada” swoim westchnieniem: huraganem tsunami; mówi do człowieka: nie jestem Troskliwą matką, jestem matką rozkapryszonego dziecka – uważaj!

   – Zastanawiamy się nad perspektywą zdarzeń, ich symboliką. Czego symbolem jest ona, porzucona, ciśnięta przez wiatr, to rodzaj sztuki współczesnej?

   Nie, to symbol ulotności ludzkiego życia, w perspektywie – drzewa, które pamięta czasy pojazdów konnych i w perspektywie tysięcy lat, które czekają ziemię – czasu, który być może zostanie nazwany Epoką wyrobów plastikowych.

 

   16 lipca 2015 r.

   Cezary Maciej Dąbrowski, Wierszem i Prozą, 2017  

Cezary Maciej Dąbrowski, Wierszem i Prozą, LTW/Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, 2017













   Recital


Powsin. Przy pianinie Stanisław Dąbrowski.

   Zostałem zaproszony do siedziby Fundacji Abdank na wernisaż nieznanej mi wcześniej malarki, a zapraszał dyrektor tej placówki, też poeta, którego poznałem podczas Festiwalu Poezji Współczesnej w liceum im. Stanisława Staszica w Warszawie. Nadmienię, że podczas jednego z Finałów, zaprezentowałem recital autorski „Słowo jak muzyka”, wystąpiłem przed uczestnikami konkursu, zgromadzonymi uczniami, gronem pedagogicznym, gośćmi honorowymi i osobami zebranymi w auli tegoż liceum. Wracając do wernisażu, gdy siedziałem pośród publiczności w oczekiwaniu na jego rozpoczęcie, wspomniany literat poprosił mnie, ku mojemu zaskoczeniu, rzecz jasna, abym i przed tym gronem zaprezentował własną twórczość, niejako „wywołując mnie słowami z książki Dalej, którą, zaledwie przed godziną, jemu podarowałem. Cytował na głos:

Dziwna ta refleksyjność.

Przyłapuje mnie w różnych sytuacjach.

Czasem patrzę, nieruchomo, nagle,

w jeden punkt, i myślę o czymś innym,

o jakimś zdaniu, które napisałem.

 

Dziwna ta moja refleksyjność.

Pozwala mi przetrwać

w pokoju, w samotności,

nie dostrzegając upływu czasu…

 

Dziwna ta moja refleksyjność.

   Wywołany w tak niespodziewany, ale i zobowiązujący sposób, dopiąwszy marynarkę, idąc w kierunku nadwyrężonego pianina i białego, ogrodowego krzesełka stojącego w rogu sali (tuż przed miejscem, gdzie owa prezentacja miała nastąpić), w tej rozległej chwili, zastanawiałem się nad repertuarem, bo przecież nic przygotowanego na tę okazję nie miałem. Wtem, przez otwarte okna dojrzałem biały gmach kościoła, który górował nad okolicą, i w sekundę pojąłem, że oto jest sygnał, bym swoje wystąpienie zaczął od wiersza Firanka, bo mój zmarły Ojciec przez całe życie pracował jako organista w kościele, i ten utwór, w tym momencie wydawał się naturalną i prawdziwie umotywowaną refleksją, którą mogłem się podzielić z Przybyłymi. 

   I, jak to wówczas bywa, sala skurczyła się do pierwszego, i to nadto zamglonego rzędu, widownia została za tą mgłą, a ja sięgnąłem do swojej pamięci po doskonale znane mi wersy, bo przecież o żadnych kartkach i czytaniu mowy nie było, głowa i ręce wystarczyć musiały; o sercu już nie wspomnę, to się zawsze naharuje przy takich okazjach. Zacząłem mówić, jakbym opowiadał o czymś, co mam przed oczyma:

W letnim słońcu czerwcowym, w jaskrawej firance,

zaplątały się me myśli przy herbaty szklance.

Czas nagle zatrzymał się, myśli me zawrócił,

zobaczyłem Ojca jak pieśń swoją nucił.

 

Ćwicząc swoje wprawki, śpiewał szczerą nutą,

odprawiając modły szczególną pokutą,

grając na pianinie codzienne pasaże,

które trud zamieniał w psalmy przed ołtarzem.

 

Dawne czasy szczęścia w koszuli pachnącej,

gdy prowadził chór w procesji wielbiącej.

Teraz już go nie ma, zostały wspomnienia,

słońce już nie znaczy rysów Jego cienia…

 

Firankę poruszył letni wiatr czerwcowy

i znikł obraz Ojca, uleciał z mej głowy.

Bywaj Tatku, bywaj, graj psalmy z chórami.

Bywaj Tatku, bywaj, śpiewaj z aniołami.

   Potem przysiadłem na krzesełku… i zagrałem. Jak najmniej, tak, aby skoncentrować uwagę obecnych na samym „przekazie”, a nie na palcach i formie… Wtłoczyć w ten nienajszlachetniejszy instrument całą zakonspirowaną duszę. 

   I... to się udało. To był ten dzień, ten moment, i ta publiczność, także należyta odległość od centrum miasta… Mogłem odskoczyć w głąb, a zarazem w uniwersum bliskości… Za to otrzymałem w nagrodę serdeczność, wzruszenia i brawa, słowa uznania i wyrażające te niekłamane odczucia wpisy do tamtejszej księgi pamiątkowej, a i obraz - podarunek od wdzięcznej Artystki, który do dziś wisi w moim pokoju i przypomina owe szczególne chwile. 

   Przed zgromadzonymi w Fundacji Abdank miałem okazję wystąpić jeszcze dwukrotnie, bo ten minirecital zaowocował zaproszeniami na dalsze prezentacje w tym ustronnym miejscu…

    

   9 stycznia 2022 r.

   Cezary M. Dąbrowski

 

   PS

   Wiersz Firanka pochodzi z Brudnopisu, oczywiście.

   Autorem każdej z fotografii (także okładkowych) jestem ja sam.